|
Forum zmieniło adres na www.dpsteam.nmj.pl Zapraszam!
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Anger of Dragon
Smocze Jajo
Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: K'mwair, kraina marzeń i wiary w siebie...
|
Wysłany: Nie 17:13, 17 Gru 2006 Temat postu: Gniew Smoka roz. 6 "magia" |
|
|
To jest dość krótki rozdział a wyjaśnia czym jest magia...dużo w nim błędów, ale nie mam czasu poprawić...
No to Sanc możesz się popisać
Roz. VI „Magia”
W Lesie Wilków w dzień było ciemno, ale w nocy nie do spostrzeżenia był choćby jeden jakikolwiek punkt. Często się zdarzało, że osoby, które zapuściły się tam nocą nigdy już nie wychodziły stamtąd żywi. Wiadomym było, że las ten zamieszkiwał klan druidów zwany Wearthe, czyli Wilczącym cokolwiek ma to znaczyć. Ludzie ci nienawidzili intruzów, a za takowych uważali wszystkich, którzy w nocy przebywali na terenie ich lasu. Najczęściej wyruszali oni dopiero w nocy, aby dać szansę „gościom” na opuszczenie lasu przed „obchodem” jego właścicieli.
Noc zapadła tak niespodziewanie, że Arin nawet się tego nie spostrzegł. Dopiero gdy zorientował się, że nie widzi nawet czubka swego nosa, naprawdę się przejął.
-A tak w ogóle jak ty masz na imię?- Zapytał ptaka, nie mogąc go spostrzec w ciemności, a chcąc go ku sobie przywołać. W głowie chłopca zabrzmiało słowo- „Fewlis”- i tak zawołał przyjaciela, który natychmiast usiadł młodzieńcowi na ramieniu.
-Nie wydaje ci się, że powinniśmy gdzieś przenocować?- Zapytał A’khary po przejściu jeszcze kilku metrów. Do tej pory było mu tak gorąco, ale razem z zachodem słońca przyszedł okropny chłód. Sprawę utrudniało jeszcze to, że chłopak zapomniał wziąć swoją bluzę spod owocowego drzewa. Fewlis jednak nie wyglądał na zachwyconego tą propozycją, trzymając się ramienia chłopaka machał skrzydłami, jakby próbując gdzieś z nim przefrunąć.- No co nam może się stać? Fewlis, jestem śpiący...- Wymamrotał Arin, ale w tym samym momencie usłyszał odległe wycie wilka, które natychmiast go przebudziło.- Może jednak, masz rację. Nie jestem, aż tak śpiący.- Powiedział i ruszył dalej.
Wycie wilków stawało się coraz częstsze i chłopakowi wydawało się, że zmierza ono ku niemu. Człowiek z ptakiem na ramieniu szedł w kierunku wyznaczonym przez jego intuicję. Ptak nie wtrącał się tym razem do decyzji Arina, któremu przez moment spokoju wydawało się, że Fewlis zasnął, okazało się jednak, iż wypatruje czegoś swoimi wielkimi, czarnymi i błyszczącymi oczami. Przez kilka minut wpatrywał się w jeden punkt, aż go mijali, wtedy obejmował sobie wzrokiem drugi.
W ciemności szli w ten sposób jakieś półtorej godziny, chłopak nie miał nawet zamiaru się zatrzymać. Już od dłuższego czasu do uszu Arina nie dochodził żaden dźwięk mówiący o obecności wilków. Niekiedy tylko, nie wiadomo skąd, słyszalny był skrzek, lub pohukiwanie sowy, na dźwięk których chłopak podskakiwał o kilka centymetrów ponad ziemię. Las był dużo bardziej niepokojący gdy chłopak nic nie widział, ale teraz spostrzegał już niektóre rzeczy, bo jego oczy przyzwyczaiły się do mroku.
-AAAAAAAAAAAUUUUUUUUUUUU!!!- Odezwało się wycie wilka tak bliskie, że chłopakowi serce o mało nie wyleciało przez gardło. Nie zastanawiając się co robi, wdrapał się błyskawicznie na drzewo. Trzy sekundy później ujrzał szarego, kudłatego czworonoga, a zaraz potem całe ich stado. Ku największemu zdziwieniu Arina, jeden z wilków nagle przybrał kształt człowieka, wysokiego, choć szczupłego. Z tego co spostrzegł to ubrany był w fioletową togę. Jego oczy błyszczały tak, że chłopak widział je nawet będąc pięć metrów nad ziemią.
-Gdzieś on tutaj musi być.- Odezwał się dziwnym akcentem, choć ładnym i spokojnym głosem.- No przecież ten dzik, mówił, że widział tu człowieka.- Dodał po chwili. Zaczął wydawać z siebie dźwięki jakby węszenia i podszedł pod samo drzewo, z którego uważnie obserwował go Arin. Mężczyzna przytknął dłoń do jego kory, w drugiej zaś trzymał długą, sękatą laskę, choć był bardzo młody. Spojrzał w górę, patrząc wprost na chłopaka. Ten zaś już się przygotował by zeskoczyć prosto na niego, gdy ten tylko go spostrzeże, ale człowiek znowu przybrał formę wilka i warcząc pod nosem odszedł, a za nim reszta wilków.
Młodzieniec dopiero, gdy odgłosy wydawane przez watahę wilków ucichły, zdał sobie sprawę, że cały czas wstrzymywał oddech, więc szybko i łapczywie zaczął oddychać. Po kilku minutach zszedł nawet z drzewa, aby sprawdzić, czy to nie przypadkiem jakiś podstęp. Ale nikogo, ani niczego nie spostrzegł.
Nie wiedząc dlaczego Arin zaczął iść w kierunku w którym oddaliły się wilki. Szedł ponad pół godziny, aż usłyszał jakieś krzyki. Zaczął biec w kierunku ich epicentrum. Wyjrzał z zarośli i zobaczył dwóch na oko szesnastoletnich chłopców z kijami w rękach, odganiających od siebie wilki. To właśnie oni wrzeszczeli. Kilka metrów od nich płonęło ognisko. W pewnym momencie jeden wilk, odwrócony tyłem od Arina zamienił się w człowieka, tego samego co przedtem, w długiej fioletowej todze. W prawym ręku trzymał swoją sękatą laskę jeszcze wyższą od niego. Mężczyzna szeptał jakieś słowa. Młodzieniec kierowany jakąś niezwykłą siłą chwycił kij leżący tuż koło jego stopy, tak jakby specjalnie został położony dla niego. Arin uderzył człowieka w plecy, z takiej siły, że laska wyleciała mu z ręki i wylądowała o dwa metry od niego. Człowiek, który jeszcze przed chwilą był wilkiem, upadł na kolana.
-Podaj mi jego skall!- Krzyknął do niego wysoki blondyn, który dalej odganiał się od czworonożnych napastników. Arin nie zastanawiając się ani chwili, podniósł różdżkę, ale kiedy już miał ją rzucić do nieznajomego chłopaka, przewrócił się, bo leżący druid złapał go za nogę i pociągnął ku sobie. Młodzieniec wiedząc, że to jedyne wyjście, rzucił mimo wszystko laskę do blondyna, który złapał ją w powietrzu.
-Puść go!- Wrzasnął do druida, trzymającego od tyłu Arina.
-A niby dlaczego miałbym to zrobić?- Zapytał, z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.- I tak nie uda ci się rzucić z mojego rahimu zaklęcia!!!- Blondyn też się uśmiechnął.
-Wzywam do pomocy siły ukryte w tym o to przedmiocie, niechaj służą mi tak wiernie jak poprzedniemu właścicielowi!- Powiedział głośno, a dwa klejnoty (jeden niebieski, a drugi czerwony) zabłysnęły mocnym światłem. Kilkucentymetrowe włosy chłopaka uniosły się do góry, a wszystkich obecnych (Fewlisa i wilki także) musnęła niewidzialna energia.- Dalej tak uważasz?- Zapytał uśmiechając się. Odkąd blondyn trzymał w ręku skall, wilki stały bez ruchu gapiąc się na niego. To co zrobił musiało poskutkować, bo druid puścił Arina, który natychmiast stanął koło trzymającego różdżkę.
-Każ odejść wilkom!- Nadal groźnie mówił młodzieniec.
-Nie posłuchają mnie, bo nie mam swojego rahima. Oddaj mi go to każę im odejść.
-Ha ha. Czy ty uważasz mnie za kretyna?- Zapytał chłopak, ale nim druid powiedział cokolwiek, blondyn odwrócił się do wilków i wyszeptał magiczne słowa, a czworonogi jak poparzone czmychnęły w głąb lasu, nie odwracając się, ani na chwilę.- Elerat nui beferat.- Arin wyróżnił słowa młodzieńca, a druida oplątało jakieś światło, unieruchamiając go jak sznur. Do stojącej dwójki podszedł ciemnoskóry, przysadzisty chłopak, który jeszcze przed chwilą wraz z blondynem odganiali się od natarczywych wilków.
-Dzięki ci nieznajomy. Jestem Lertagha, syn Jughyna.- Powiedział. Ubrany był w delikatny strój, głównie z jedwabiu odpowiadający najnowszej modzie bogaczy panującej na K’mwair wśród kupców, barwy niebieskiej, co nieźle gryzło się z jego czarnymi włosami, ciemną skórą i brązowymi oczami. Uścisnął dłoń Arina. Miał mocny uścisk.
-Ja jestem Arin. I za nic nie wiem skąd jestem i co tu robię.- Poczuł, że powinien to powiedzieć.
-Mnie zwą Urgaz po ojcu.- Blondyn był wysoki i szczupły. Po całej twarzy porozrzucane miał piegi. Jego strój był bardziej abstrakcyjny. Miał dziwne zakończenia fioletowych rękawów z ponaszywanymi różnego kształtu medalikami, przedstawiającymi przeróżne zwierzęta. Na szyi uwiesił sobie różnorodne naszyjniki, a na rękach bransolety. W uszach miał kolczyki. Długie brązowe spodnie spięte miał długim jedwabnym pasem, który owinięty był kilkakrotnie wokół chudego brzucha chłopaka. Na nogach założone miał wysokie, skórzane buty.- Usiądź przy ognisku i opowiedz co się stało.- Powiedział wskazując na miejsce przy ognisku. Po czym cała trójka usadowiła się koło ciepłego miejsca. Arin, któremu cały czas było zimno ucieszył się z tej propozycji. Urgaz widocznie był zainteresowany tym co może gryźć jego nowego znajomego, bo bardzo chciał mu się odwdzięczyć za uratowanie życia.
-Pan, druidzie, niech też usiądzie.- Powiedział Lertagha, który przysunął się do blondyna by zrobić mu miejsce, ale tamten nic nie odpowiadając usiadł z naburmuszoną miną dziecka na ziemi, tam gdzie jeszcze przed chwilą stał. Wtedy przyleciała A’khara, która znikła gdzieś, jak tylko chłopak zaczął biec ku okrzykom. Teraz siadła mu na ramieniu.
-O nie, przecież to... to pech, te ptaki przynoszą śmierć!- Urgaz wydał z siebie stłumiony okrzyk, cały czas patrząc na czarnego kruka o zielonych skrzydłach, który dumnie siedział na ramieniu Arina.
-To jest Fewlis. On pomaga mi odkąd się obudziłem... chyba dzisiaj rano.- Dzień czarnowłosemu chłopakowi wydawał się tak długi, że musiał się zastanowić, aby upewnić się, czy to faktycznie minął tylko jeden dzień.- Gdyby nie on to pewnie miałbym kłopoty. Ptak uszczypnął go w ucho.
-No tak, ale A’khary towarzyszą ludziom, których najbliższą przyszłością ma być śmierć!- Tym razem powiedział Lertagha, który również był okropnie przerażony.
-Nie słuchaj ich młodzieńcze. To zwykłe ludzkie przesądy.- Nagle wtrącił się druid. Miał on wysoki, mistyczny głos.- Ona po prostu cię lubi. Szczerze powiedziawszy to rzadkość , aby A’khary lubiły ludzi, ale zdarza się. Niegdyś przyjaźniły się one z druidami Estea, którzy władali potężną magią, a mieszkali w okolicach Nieprzebytej Puszczy. Ludzie tak bali się tego klanu, że do tej pory uważają te ptaki za przeklęte.- Teraz Fewlis przeleciała z ramienia chłopca na ramię druida.- Zwą mnie Gysaz.- Powiedział nagle młody mężczyzna. Ptak pochylił się nad jego uchem, co wyglądało jakby do niego szepnął.- Arinie wiesz co oznacza jej imię?- Chłopak skinął głową. Druid wypowiedział jakieś słowa pod nosem, a magiczne więzy znikły. Urgaz wycelował w niego skall.- Chyba nie wydaje ci się, że ucieknę stąd bez swej różdżki? A dopóki ty ją masz, nie mogę ci nic zrobić.- Powiedział. Blondyn odłożył rahim na kolana, cały czas go mocno trzymając. Mężczyzna przysunął się do ognia.- Córka Wiatru i widać, że naprawdę cię lubi.- A’khara znowu usiadła na ramieniu chłopaka.- Zaś twoje imię oznacza: Igrający ze Śmiercią.
-A więc to jest ona?- Zapytał Arin patrząc na Fewlis. Kiedy zobaczył, że cała trójka czeka aby coś powiedział, zaczął opowiadać o tym co się stało i o tym, że sprzed przebudzenia nic nie pamięta.
- To ty też jesteś z Entheir?- Zastanowił się Urgaz.- Widzisz my stamtąd przybyliśmy i nie wiadomo dlaczego, nie pojawiliśmy się tam gdzie trzeba, tylko w tym lesie. Może coś się stało i z tobą, że straciłeś pamięć. Twój ból głowy jest charakterystyczny dla przejścia przez portal, bo różnica ciśnienia, ale...- Chłopak przez cały czas był zamyślony, próbował zrozumieć co się stało.- Ja nie widziałem cię podczas próby, ani w szkole.- Cały czas myślał.- A ty Lertagha widziałeś go?- Zwrócił się do ciemnoskórego przyjaciela, ale ten pokręcił głową.- W takim razie nie wiem skąd się wziąłeś.- Powiedział. Znowu krążył myślami po przeszłości.
-Możemy się domyślać tylko jednego, to wszystko ma coś wspólnego z tobą.- Lertagha zwrócił się do Arina.- Zastanawiam się teraz, czy istniał kiedyś taki przypadek. Ale niczego podobnego sobie nie przypominam.- Miał rację w historii K’mwair jeszcze nie było takiego przypadku. Ciemnoskóry chłopak przyciągnął do siebie swój plecak do tej pory leżący z boku. Wyjął z niego płaszcz, który podał Arinowi. Potem zaczął wyciągać przeróżne tobołki i butelki, a na końcu grubą księgę w złotobrązowej okładce. Otworzył ją gdzieś po środku i przekartkował.- Jest.- Wskazał palcem na tytuł „Eliksir pamięci”.- Oczywiście on nie przywraca wspomnień, albo przynajmniej nie był jeszcze do tego stosowany, ale warto spróbować, nie?- Urgaz, który znał już talent warzenia mikstur swojego przyjaciela, pokiwał głową. Lertagha przeczytał kilka razy przepis, choć i tak znał go na pamięć, ale wolał mieć pewność.- Brakuje mi tylko wywaru z błękitnych jagód i proszku z kła krugera.- Spojrzał na druida. Gysaz wyjął spod togi naszyjnik z kłów, różnych wielkości. Przejrzał każdy pojedynczo.
-Kawałek kła ci pożyczę, ale jagód będziesz musiał sam poszukać.- Powiedział. Zdjąwszy z szyi naszyjnik, rozwiązał czarny sznurek i podał najdłuższy kieł Lertaghcie. Ten przyjął go od „więźnia” i starł kawałek na proszek na odpowiednim do tego przyrządzie. Resztę kła oddał druidowi, który naprawił swój naszyjnik i znowu go powiesił na szyi.- No dobra, ale kto pójdzie po błękitne jagody?- A’khara poderwała się z ramienia Arina i poleciała w głąb lasu.
-Poczekaj.- Powiedział przyjaciel ptaka i uśmiechnął się. Podczas opowieści Lertagha robił wrażenie niedowiarka, kiedy on mówił co Fewlis dla niego zrobiła. Piękny kruk wrócił niosąc w dziobie krzaczek jagód, ale koloru zielonego. Podał go ciemnoskóremu młodzieńcowi.
-Graze, ale twój wspaniały przyjaciel, chyba jest daltonistom.- Zaśmiał się. Przez głowę Arina przeszła myśl.
-Ferghy wzmocnią działanie eliksiru.- Powiedział, kiedy A’khara położyła się mu na kolanach.
-No dobra dodam miąższ z nich, ale na twoje własne ryzyko.
-Chłopcze powiedz mi jedno: czy ty rozumiesz mowę Fewlis?- Zapytał druid, który był widocznie zaskoczony.
-Nie wiem, ale czasami przez mózg przepływają mi informację, które biorą się nie wiadomo skąd, a pojawiają zawsze kiedy pytam ją o coś.- Stwierdził. Druid zdziwił się jeszcze bardziej. Nie znał zbyt wielu przypadków, by Entheirczyk od razu po przejściu na K’mwair znał mowę jakichkolwiek zwierząt, a już na pewno nie A’khar.
-To naprawdę bardzo dziwne...
Światło ogniska przebijało się przez małą część ciemności. Wysoko nad drzewami unosiły się trzy księżyce: zielony morgith, niebieski elemore oraz czerwony klearth. Ten pierwszy wydawał się być największym (pewnie dlatego, że był najbliżej planety na której się znajdowali), dlatego farbował wszystko swoją barwą. Tej nocy w pełni był tylko elemore, ale odczuwalna była również moc klearth.
Cała czwórka siedziała w milczeniu. Lertagha wyciągał przeróżne proszki i płyny z flakoników ukrytych w plecaku. Wlewał kroplę, lub dwie do znacznie większej buteleczki i mieszał, potem wsypywał pewne ilości startych kłów, skrzydeł much lub innych składników. Arin starał się na to nie patrzeć, bo wiedział, że będzie musiał to wypić. Czym mniej o nim wiedział tym dla niego lepiej. Pod koniec ciemnoskóry wsypał starty kieł, który otrzymał od druida.
-Mieszaj tak.- Podał przezroczystą buteleczkę z granatowym płynem w środku Arinowi, który zaczął robić, o co poprosił go nowy znajomy. Lertagha sam włożył jagody przyniesione przez Fewlis do moździerzy i zaczął je miażdżyć tłuczkiem. Sok który się uwolnił, wlał do pustego flakonika, których chłopak miał niewiele. Pozostałości z owoców wrzucił do butelki, którą znowu wziął od Arina.
-Urgaz, wypowiedz to zaklęcie.- Lertagha podał księgę, z której cały czas korzystał, swemu przyjacielowi, pokazując palcem słowa. W prawym ręku zaś trzymał eliksir, trzymając go przed blondynem.
-Ferbua ahcer nerda cert!- Płyn w sekundzie zmienił barwę z granatowej na mleczno białą, a z butelki wydobył się dym koloru czerwonego. Po chwili odleciał cały czas skupiając się razem, wyglądał jak mała chmurka. Wszyscy poczuli słodki zapach malinówki.
-Wypij!- Powiedział podając Arinowi. Chłopak usłuchał i jednym haustem opróżnił stumililitrową buteleczkę. Eliksir z początku miał równie słodki smak jak i zapach, ale po pewnym czasie stał się tak gorzki, że o mało go nie zwrócił. Arin stał przez chwilę w bezruchu, aż usłyszał jak jego umysł zaczął pracować. Mgła, która zasłaniała przeszłość w jego głowie nagle się rozpłynęła.
-Paweł, Paulina, Pat, Dankin, Kamis, Maciek...- Przed oczami widział różne twarze, jednocześnie przypominając sobie imiona należące do każdej osoby. Błyskawicznie przed oczami przepływała mu cała przeszłość, od tego co robił ostatnio, aż do samego momentu narodzin. Nagle zwymiotował. W jego życiu, nie było słowa „magia”, czy „K’mwair”, o tym pierwszym czytywał czasami książki, ale nic więcej.
-Mówiłem, że te zielone jagody mu zaszkodzą!- Zaperzył się Lertagha, który zbliżył się do Arina, aby wytrzeć mu twarz. Ciemnowłosy chłopak jednak cofnął się i z lękiem w oczach oddalił, aż pod samo najbliższe drzewo. Nie zauważył nawet, że śpiąca na jego kolanach Fewlis spadła z nich.
-Co wy se za jaja robita!- Wrzasnął. Kilka przepłoszonych ptaków poderwało się i wzbiło w powietrze.- Jaka magia, jakie...- I zaczął płakać, sam nie wiedząc czemu.
-Tego się obawiałem.- Stwierdził Urgaz, patrząc na stan Arina. Zrobił ku niemu kilka kroków, aby spróbować jakoś to wytłumaczyć, ale ten poderwał się i zaczął uciekać.- Emer hatt!- Uciekający chłopak nagle się zatrzymał i wzniósł w powietrze, po czym przylewitował do blondyna.- Wpierw musisz nas wysłuchać.- Druid i dwójka chłopców siedli koło ogniska, a Arin podleciał do nich, ale wciąż nie mógł się sam ruszać.
-Wszystko zaczęło się ponad pięć tysięcy lat temu...- Zaczął Lertagha, który dobrze znał z różnych książek tę historię.- Wtedy na Entheir mieszkały smoki, a na K’mwair elfy, ludzie, krasnoludy i inne stworzenia, a każde z nich wypełnione było magią. Pewnego dnia, podczas gdy wszystkie trzy księżyce K’mwair zasłoniły słońce, otworzył się magiczny portal między naszymi światami. Część smoków przeszła tu, a część ludzi na Entheir. Gdy portal się zamknął, na Ziemi nastąpił wybuch magiczny, który pozbawił mocy magicznej większość tamtejszych istot. Ludzie szybko zawładnęli tamtą krainą i pozabijali stworzenia, które im się nie podobały. Zaś tutaj smoki popadły w konflikt z Sileą, panującą wtedy boginią, która była tu jednocześnie królową. Miała ona wielką moc i gdy dowiedziała się o Entheir postanowiła nim zawładnąć, ale Grego, najpotężniejszy ze smoków, zabronił jej. Wtedy nastąpił podział K’mwair na dwie części: stworzenia, które miały dość panowania Silei (dołączyli się oni do smoków) i ciągle podległe jej istoty. Neutralne zostały elfy i niektóre inne rasy, posiadające własne problemy. Bogini Hydr, jak ją nazywano, zaczęła likwidować smoki, których już po kilku latach nieustającej wojny została zaledwie garstka. Silea powybijała wszystkie smoczyce, co spowodowało prawdziwy gniew smoków. Grego i pozostała reszta jego braci wspólnymi siłami wysłali na wieczne wygnanie iskrę (czyli duszę) Silei. Nim jej moc zagasła, rzuciła jakąś klątwę na smoki. Jaką moc ma ten zły urok i jak działa, nie wie nikt poza samymi jej ofiarami i boginią. Po latach Grego zapowiedział przyjście Gniewu Smoka, który zdejmie klątwę.
-K’mwair do dni dzisiejszych jest podzielone na służących i czekających na powrót bogini oraz sprzymierzeńców smoków, którzy pilnują portalu otwierającego się co rok w czasie letniego przesilenia trwającego pięć dni.- Wtrącił Urgaz, a jego przyjaciel nie miał nic przeciwko, więc blondyn kontynuował.- Tak samo jak tutaj smoki, próbują ukryć istnienie przejścia na Entheir (powiedziały, że wybuch magiczny je zamknął), tak też K’mwairczycy pilnujący, aby nikt na Ziemi nie dowiedział się o istnieniu magii. Żyje tam wiele magicznych rodzin, które wysłużywszy się smokom otrzymały pozwolenie by tam zamieszkać. Najwięcej rodzin przeniosło się po zakończeniu Wielkiej Wojny, piętnaście lat temu.- Chłopak mówił z wielką pasją. Widać było, że czekał na moment wzmianki o wojnie. -Po niej to właśnie mój ojciec i matka opuścili K’mwair, a potem urodziłem się ja. Podobnie zresztą było z Lertaghiem z tą różnicą, że on urodził się jeszcze tutaj. Oczywiście są na Ziemi szkoły magii, w których uczą się istoty posiadające moc, na wypadek, gdyby udało się wrogowi tam przedostać. Co roku osoby, które ukończyły piętnaście lat otrzymują możliwość przejścia tutaj. Jednak przejść co roku może tylko pięć najlepszych osób. W tym roku po ośmiu latach szkoły magicznej imienia Strucjana, ja i Lertagha otrzymaliśmy pozwolenia. Poza nami przedostały się tu trzy dziewczyny, w tym chyba jedna elfka, naprawdę zdolna. No i w końcu pojawiasz się i ty, ale jak słyszę nie masz pojęcia o świecie magii. Nie wiem, jak się tu znalazłeś, aby przejść trzeba znać odpowiednie miejsce i zaklęcie, a zna je tylko kilka osób na Ziemi.- Nic nie przychodziło mu do głowy. Opowiadając cały czas patrzył w płomień ogniska, ale teraz spojrzał na Arina. Chłopak uspokoił się i nawet zaczął cieszyć z tego co go spotkało, ale jeżeli on nie miał mocy, to co mu po pobycie tutaj? Przecież byłby on odmieńcem, zagubionym w nieswoim świecie.
-Mówiłeś- wymamrotał- że przejście otwarte jest przez pięć dni, więc mogę jeszcze powrócić?- Zapytał, z nutą nadziei, choć sam nie był pewien, co ta jego nadzieja obejmowała.
-Wydaje mi się, że to jest raczej niemożliwe. Portal zostanie zamknięty za jeden dzień, a do przejścia nie dopuszczą cię strażnicy. Jeżeli chodzi o mnie to uważam, że musi w tobie drzemać moc, bo inaczej zginąłbyś pod naciskiem magii. Być może ktoś z twojej rodziny, był kiedyś K’mwairczykiem i stąd możesz tu przebywać, ale to nie jest nic pewnego, można tylko zgadywać.- Urgaz zdawał się ekspertem w tym co mówił.
-Dobra- powiedział w końcu Arin- zostaję tu i tak jak przypomnę sobie ostatnie tygodnie życia na Erteir, czy jak wy je tam nazywacie, to jednak wydaje mi się, że powinienem raczej zaakceptować to miejsce. Wszyscy młodzieńcy poczuli prawdziwą ulgę. Paweł, bo tak na prawdę na imię miał przyjaciel A’khary, nie wiedział dlaczego, ale rzeczywiście K’mwair wydawało mu się być bardziej przyjazne od Ziemi.
-Jeżeli chodzi o nasz dotychczasowy dom, to nazywała się Entheir, a jeżeli ty naprawdę chcesz tu zostać, będziesz musiał się wiele nauczyć.- Stwierdził Lertagha. – Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną ważną sprawę, a mianowicie: musisz obiecać... Słyszysz MUSISZ obiecać, że nikt nie dowie się od ciebie o istnieniu naszej planety, w tym celu też musisz przybrać sobie k’mwairskie imię.
- A więc przysięgam, ale zostaję przy imieniu Arin, które dostałem od Fewlis. A teraz, czy możecie mnie opuścić?- Zapytał, z szerokim uśmiechem. Po chwili znowu wylądował na ziemi i uścisk z jego rąk znikł. Mógł się znowu ruszać. Chłopak siadł przy ognisku, wciąż był trochę oszołomiony, ale i podniecony...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Anger of Dragon
Smocze Jajo
Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: K'mwair, kraina marzeń i wiary w siebie...
|
Wysłany: Pon 12:33, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
I ty Sanc mi mówisz, że to jest dobrze napisane? I że nie ma błędów?
Więc ja odpowiedam: - Pojebało Cię Jest tu bardzo dużo błędów, a ty chciałeś mi pomóc w Gniewie Smoka, więc biersz się do roboty, bo nie dostaniesz w piątek sam wiesz czego:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sanctuary
AngeL OF DragoN
Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 876
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: 3v1l 54nc7u4ry
|
Wysłany: Pon 17:04, 18 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
PO PIERWSZE nie groz mi
PO DRUGIE nie czytalem tego
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anger of Dragon
Smocze Jajo
Dołączył: 17 Gru 2006
Posty: 849
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: K'mwair, kraina marzeń i wiary w siebie...
|
Wysłany: Wto 22:54, 26 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Kurde prolog i ten rozdział mają coś ze sobą wspólnego, a dopiero teraz to zauważyłem, tyle że ten rozdzialik dopiero wyjaśnia zarys fabuły i świata mojej książki:D
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|