Forum zmieniło adres na www.dpsteam.nmj.pl
Zapraszam!
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Forum zmieniło adres na www.dpsteam.nmj.pl Strona Główna
->
Epika
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
DPS
----------------
Regulamin
New'sy
Coś o sobie
Twórczość
----------------
Liryka
Epika
Dramat
Rysunki
Lajtówka
----------------
Grafika
Zdjęcia
Komputery
Kinomania...
Muzyka
Hydepark
Konkursy
Animacja
Wysoki Sąd
----------------
Punktacja
Czemu mnie nie ma
DSP - opinie, nieprawidłowości
Lista ogłoszeń
Help i Faq...
Kosz
DPS team
----------------
Regulamin DPS team
Grupy DPS team
Smocza Jama
Anioły vs. Smoki
Mały shout box
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Anger of Dragon
Wysłany: Pon 18:05, 18 Gru 2006
Temat postu: Gniew Smoka roz. 1 "Cilia"- wersja ALFA:F
Roz. I „Cilia”
Nieopodal wielkiego zagajnika zwanego Lasem Wilków w drodze do miasta Cilia pewien przybysz zmęczony trudami podróży telepał się ostatkiem sił. Nie znał celu podróży ani nawet własnego imienia, wiedział tylko jedno, że musi iść przed siebie. Jego nogi same go prowadziły. Był zmęczony, spragniony i głodny, mimo to najbardziej dobijał go okropny ból głowy. Jedynie trzymało go przy życiu to chęć dowiedzenia się czegoś o sobie.
Szedł po drodze. W oddali ujrzał miasto. Początkowo nie wierzył własnym oczom, myślał, że to wytwór jego wyobraźni. Dopiero po chwili zrozumiał, że to prawda. Skupił w sobie resztki sił i zaczął biec. Pod samą bramą miasta chłopak się zatrzymał.
-Stój! Kim jesteś?! - Zapytał gniewnie strażnik bramy, brawurowo blokując drogę chłopca halabardą, trzymając ją przed samą jego twarzą.
Zmęczony chłopiec padł na ziemię z braku sił. Ledwo żywy myślał, że już po nim i spodziewał się śmierci w każdej chwili.
-No i padł syf jeden.-Mruknął strażnik.
-Hej, co tam się dzieje?!- Krzyknął drugi, biegnąc w stronę bramy- ty, co jest małemu?
-Padł dzieciak... i dobrze, brudas z niego.
-Musimy mu pomóc!
-Nie, jeszcze jakąś epidemie rozniesie po Cilii i wszystko zwalisz na mnie! Powtarzam, nie zaniesiesz go tu! A jeśli nawet, to zabiłbym go przy lepszej okazji!
-Zaniosę go, lub przekażę sędziemu twoje byłe wykroczenia na przykład zabicie starego Handersona- Na te słowa barczysty strażnik w czerwonych szerokich szatach ze skóry najpewniej Haskir, uniósł brwi i chciał powiedzieć – „Nie zrobisz tego”, ale tylko burknął coś pod nosem.
-No dobra, tylko nie mów nic sędziemu, ten dziwak ciągle na mnie dybie. Tylko mu powiesz, a on mnie skarze na powieszenie na Placu Głównym!
Drugi mężczyzna podszedł do chłopca i pochylił się nad nim, spróbował go podnieść, ale nie dał rady, ponieważ był obciążony nieporęcznym pancerzem.
-Mógłbyś mi pomóc?- Zapytał spoglądając na drugiego strażnika.
-Jak już powiedziałem to twój problem i w niczym Ci nie pomogę!- Mruknął pod nosem wojownik, obawiając się, że przyjaciel znowu zacznie go straszyć sędzią.
-mmm...Wilki...Wszędzie wilki... Zostawcie mnie w spokoju...- Zaczął mamrotać chłopiec. A na jego twarzy pokazało się prawdziwe przerażenie.
Strażnik spojrzał na niego ze współczuciem.
-Dobrze, pomogę ci, ale jak narozrabia to będzie na ciebie i nie mów, że cię nie ostrzegałem.- To powiedziawszy pomógł koledze podnieść nastolatka. Było już ciemno. Weszli przez bramę do miasta i już po chwili znaleźli się przed dużym domem. Do tej pory opryskliwy strażnik bramy zapukał do drzwi. Nikt nie odpowiedział, więc spróbował jeszcze raz.
-Czego tak walicie w drzwi, panowie?- Zapytał grubym głosem hobbit, stojący pół metra od pukającego. Miał na głowie śmieszny, duży kapelusz, dzięki któremu dosięgał do ramion strażnika - Ten chłopak – odpowiedział strażnik – zasłabł przed bramą – niski człowiek z czarną brodą natychmiast ruszył do drzwi i wyszeptał tajemnicze słowa, wtedy drzwi się uchyliły - Proszę – Powiedział doktor i razem z nim strażnicy weszli do jego domu – Watahar! – Wymówił gospodarz i w jednej sekundzie zapaliło się mnóstwo świec, na czerwono i pomarańczowo, farbując wszystko, swoim światłem.
- Połóżcie go tutaj na kanapie - wskazał hobbit.
-Doktorze Anke, my musimy iść pilnować bramy, ale niech pan poinformuje nas jutro, co z tym młodzieńcem.
Niziołek uśmiechnął się i przytaknął – obiecuję ci Delnierze, że jutro osobiście powiem ci jak się ma ten chłopak- odparł, zaś strażnicy wyszli. Lekarz zdjął kapelusz i rzucił w kierunku wieszaka, trafiając bez pudła. Następnie zdjął płaszcz i położył go na krześle. Wziął się do badania chłopca.
•••
W zupełnie innej części Lasu Wilków, leżał właśnie chłopak o czarnych włosach. Był brudny. Leżał wśród krzewów jeżyn, więc miał podarte ubrania i pokaleczoną skórę. Otaczały go różne dzikie zwierzęta, które nie zwracały uwagi na intruza. Wręcz przeciwnie, koło młodzieńca zgromadzono mnóstwo owoców. Właśnie przyleciał czarny ptak, przypominający odrobinę kruka, ale był znacznie większy od niego i jego skrzydła mieniły się zieloną barwą. Ptak stanął na plecach nieprzytomnego zaczynając natarczywie wierzgać skrzydłami, po to by obudzić chłopca. Dopiero po kilku minutach młodzieniec zaczął powracać do przytomności. Jeszcze nim otworzył oczy, poczuł ból głowy. Młodzieniec leżał policzkiem na trawie, a na nosie miał popękane okulary. Zaczął się podnosić, więc ptak odleciał na bok i z zainteresowaniem zaczął patrzeć się na człowieka, który to właśnie usiadł na ziemi. Rozejrzał się, dziwiąc i zastanawiając, gdzie się znajduje. Po chwili zatrzymał wzrok na czarnych mieniących się zielenią, wyłupiastych oczach kruka. Przez najbliższą minutę obaj wymieniali tak swoje spojrzenia, myśląc o drugim.
-Wiesz może, co ja właściwie tutaj robię?- Zapytał chłopak, ale nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Z niepokojem i zastanowieniem, młodzieniec zaczął znowu się rozglądać. Po krótkiej chwili zauważył usypaną obok siebie małą stertę leśnych owoców. Był tak głodny, że nawet nie zastanawiał się, w jakim celu one zostały tam położone. Wyglądało, jakby ktoś chciałby go nakarmić. W jednej chwili wręcz pochłonął wszystkie owoce. Nasycony nimi wreszcie stanął na nogach. Jego popękane okulary jedynie przeszkadzały mu cały czas. Zdjął je i schował do kieszeni, jednak cały świat zdawał mu się rozmazany. Młodzieniec miał krótkie, czarne włosy. Był szczupły i miał duży, jak na jego wiek, wzrost. Nosił na sobie luźne, ciemne dżinsy i kremową bluzę z kapturem. Ta jednak była bardzo poszarpana, więc chłopak uwiązał ją sobie przy pasie. Różne zwierzęta, oddalone od niego o parę metrów bacznie go obserwowały siedząc w ukryciu
-Czekaj, czekaj... – Nagle młodzieniec skojarzył sobie tę dziwną stertę jedzenia. Spojrzał, więc na ptaka-Skąd te owoce się wzięły?- Zapytał, ale kruk jedynie wytrzeszczył na niego oczy.
-Dobra, ty mi i tak nic nie powiesz, ale skąd ja się tu wziąłem? Jedyne, co pamiętam to błysk, a potem już tylko mocny ból…- Nagle złapał się za głowę, Która rozbolała go jeszcze bardziej niż przedtem. Czarny ptak zbliżył się do cierpiącego i spojrzał mu w oczy. Chłopak odwzajemnił ciepłe spojżenie. Po chwili ucisk w głowie znacznie zmalał.
-Kim ty jesteś, dlaczego mi pomogłeś? A w ogóle jak?- Stworzenie nie odpowiedziało na pytania. Człowiek zaś usiadł znowu na ziemi, ale teraz trochę dalej od polnych jeżyn. Zaczął myśleć, jednak nie o przeszłości, gdyż zrozumiał, że gdy tylko tego próbuje ból się wzmaga.
-Gdzie mam iść?- Zapytał sam siebie, na głos. Czarny ptak zatrzepotał skrzydłami, aby zwrócić na siebie uwagę chłopca i osiągnął swój cel. Następnie zaczął lecieć w kierunku przeciwnym do słońca, które unosiło się wysoko ponad drzewami i próbowało przedostać na dół, przez szpony ogromnych koron drzew. Człowiek zrozumiał, albo przynajmniej miał taką nadzieję, że ptak kieruje go w stronę jakiejś cywilizacji, więc wstał i zaczął iść za ptakiem. Mijał po drodze dziwne zwierzęta, które również dziwiły się na widok dwunożnej istoty. Chłopak czuł się obco. Widział różne drzewa, rośliny, grzyby oraz przeróżne zwierzęta, których w całym swoim życiu nie widział i mocno to odczuwał. Jednak szedł dalej. Ufał krukowi, choć sam nie wiedział, czemu. Przecież różniło ich tak wiele.
Po godzinie wędrówki, towarzysze znaleźli się przy rzeczce. Szerokiej może na trzy lub cztery metry. Woda była krystalicznie czysta i płynęła łagodnie tak bardzo, że człowiek bez problemu mógł ujrzeć swe odbicie na jej powierzchni. Zerknął tylko na swą twarz i spostrzegł, że jest ubłocona. Zamoczył, więc ręce w wodzie przecierając twarz, powtarzając tę czynność wielokrotnie. Gdy upewnił się, że jest czysty, nabrał wodę w dłonie i zaczął ją łapczywie pić. Ptak zaś usiadł na kamieniu obok rzeczułki dziwiąc się sposobowi picia wody przez chłopca, sam poczuł, iż jest spragniony, więc zanurzył swój dziób i długim języczkiem zaczął nabierać kropelki wody, następnie podnosząc dziobek połykał ten jakże słodki i upojny w tak gorący dzień płyn. Chłopiec, który od dłuższego czasu przyglądał się krukowi wybuchnął śmiechem. Wtedy ptak ugodzony w dumę, zanurzył skrzydło w wodzie, którą ochlapał chłopca. Ten zaś w odwecie zrobił podobnie i tak rozpoczęła się wielka bitwa wodna…
•••
-Gdzie ja jestem- Zapytał, otworzywszy oczy nastolatek ocalony przez strażników. Leżał na jakimś łóżku w ładnym pokoju
-Jesteś w moim domu- Odezwał się doktor Anke, podchodząc do młodzieńca.-W szpitalu zabrakło miejsc, więc musiałem zaprosić cię do siebie - Dodał po chwili.
-Jak ja się tu znalazłem?- Sennie zapytał.
-Przepraszam, ale śpieszę się do pracy. Zostanie z tobą Agnies. To moja siostrzenica i przypilnuje, aby niczego ci nie zabrakło.- Kiedy hobbit to powiedział, otworzył drzwi i wyszedł z domu. Chłopak leżał pod kołdrą. Chciał poruszyć prawą ręką, aby się odkryć, ale nie mógł. Nie dość, że go bolała, to jeszcze chyba była związana. Więc odkrył się lewą. Wtedy zobaczył, że prawa jest przymocowana do szyi specjalnym rękawem. Jednak nie przejął się tym. Wstał z łóżka. Był ubrany w czyste i pachnące ubrania, zupełnie różniące się od tych, w których dotarł do miasta. Te były koloru zielonego, zrobione z innego materiału oraz posiadały więcej zdobień. Ruszył w stronę drzwi i gdy stanął przed nimi, zaczął szukać klamki, tej jednak nie było. Więc je popchnął, ale to również nic nie dało.
-O, widzę, że już wstałeś.- Powiedział miły i kojący, żeński głos dziewczyny. Chłopak zaś odwrócił się ku niej i ujrzał wspaniałą istotę, którą był w stanie pomylić z aniołem.-Siły powróciły?- Zapytała, ale młodzian nie odpowiedział, patrzył na nią tak łapczywie, że ta zawstydziła się, a jej policzki poczerwieniały lekko. Zwróciła wzrok na drewnianą podłogę, ale rzucała ukradkowe spojrzenia w kierunki chłopaka. Dziewczyna miała długie, blond włosy, sięgające do bioder. Była tylko o parę centymetrów niższa od stojącego przed nią nastolatka. Ona również była młoda, być może w jego wieku. Miała na sobie luźną, skórzaną bluzkę na krótki rękaw i małą, skórzaną spódniczkę.
-Powinieneś wrócić do łóżka, bo nie jesteś jeszcze w pełni sprawny.-Powiedziała i dopiero to zbudziło go z transu.
-Co mi się stało w rękę?- Zapytał, pokazując na bolącą część swojego ciała.
- Nie wiadomo, nawet mój wujek nie jest pewny. Podejrzewamy magiczną ranę- Powiedziała. Chłopak cieszył się każdym jej słowem. Na chwilę zamilkła i wymieniła długie, ciepłe spojrzenie w oczy młodzieńca. Po chwili jednak przypomniała sobie, o tym gdzie się znajduje.-Pamiętasz może, od kiedy cię boli?
-Nie wiem. Kiedy się obudziłem w lesie... a już wtedy mnie bolała. Na razie nie jest tak źle. Jednak nic nie pamiętam, sprzed chwili ocknięcia się w lesie. Nie znam nawet własnego imienia.- Głowa już przestała go boleć.
-Rozumiem, jednak muszę cię jakoś nazywać, więc trzeba coś wymyślić.-Dziewczyna zamyśliła się-Może Delthar. To oznacza po smoczemu: nieznany.- zastanowiła się trochę- Nie, to takie prostackie. Może Warel, co oznacza: przybysz. Po twoich poprzednich ubraniach, wnioskuję, że jesteś z Entheir, więc takie imię by pasowało.- Chłopak przytaknął, choć nie bardzo wiedział, o co chodzi.- Ale wtedy każdy zorientuje się, że nie jesteś stąd, więc przełóżmy to na język elficki. Wtedy wyjdzie Ołin -To słowo trafiło w serce chłopca, gdyż zdało mu się bliskie i coś znaczące.
-Niech będzie Ołin - powiedział. Oboje usiedli na łóżku koło siebie.-A więc to ty jesteś Agnies, siostrzenica doktora, tak?- To bardziej przypominało pytanie niż jego stwierdzenie, więc dziewczyna uśmiechnęła się i poprawiła włosy, które opadały jej na oczy przesłaniając interesującą twarz chłopaka, potwierdziła.- Agnies, mówiłaś coś o Entheir, to słowo kryje w sobie ciepło. Co to za miejsce?- Dziewczyna cały czas pokazywała krystaliczne białe ząbki. Chłopak spojrzał w jej czarne oczy, zaskakująco pasujące do jasnych włosów. „Nie każdej dziewczynie by to pasowało do urody.”- pomyślał i uśmiechnął się lekko.
-A, więc teraz jesteśmy w K’mwair, tutaj magia otacza wszystkich, nawet najmniejsze zwierzątka mają w sobie energię, którą mogą wykorzystać.- Mówiąc o najmniejszych zwierzątkach, pokazała palcami jak bardzo małe i uśmiechnęła się jeszcze bardziej zadowolona z tego, że chłopak ją słucha, jakby to było dziwne.- U ciebie w domu, magia jest praktycznie niewielka i tylko nieliczni potrafią z niej korzystać. Twój dom oddalony jest stąd naprawdę bardzo, ale to nie przeszkadza w tym, aby się przedostać. Resztę wyjaśnić będzie ci mógł tylko ten, kto zajmuje się tym, mnie to tak bardzo nie interesuje.- Na chwilę zamilkła, zastanawiając się czy nie powiedziała czegoś głupiego.- Wiem jedno, na pewno posiadasz moc magiczną. Bije od ciebie dziwna energia.- Chłopak zastanowił się.
-Magia, to słowo jest takie obce.- Stwierdził. Nagle poczuł się słabo, ale nie dał tego po sobie poznać.
- A opowiedz mi dokładniej o tym miejscu. Jesteśmy w jakimś mieście, prawda?- Agnies przytaknęła.
-To jest Cilia –powiedziała.- Miasto średnie, jeżeli chodzi o wielkość. Całe państwo nosi nazwę Theoria. Teraz znajdujemy się w samym centrum miasta i…
- Chciałbym je zobaczyć.-Nagle powiedział Ołin.
’’Miał skrytą nadzieję, że może zauważy coś znajomego, dzięki czemu przypomni sobie własną przeszłość, ale co tutaj może znaleźć? Przecież jest tak daleko od domu. Może powinien od razu do niego zmierzać?’’- Pomyślał. Dziewczyna milczała, nie była pewna, czy Ołin będzie w stanie zwiedzać.
-Wiesz, może innym razem, wpierw musisz trochę odpocząć.- Powiedziała Agnies.
-Kiedy ja czuję się w stu procentach dobrze. Proszę.- Odpowiedział, zaś Agnies pod naciskiem została zmuszona się zgodzić, zresztą nie mogła odmówić, bo sama poczuła się słabo, gdy on poprosił
-Dobrze, ale pod paroma warunkami- powiedziała stanowczo.
-Zatem słucham.
-Po pierwsze, nie będziesz się przemęczał. Po drugie, gdybyś poczuł się słabo, natychmiast mnie o tym poinformuj i wracamy. Po trzecie…- Tu zatrzymała się Agnies by zaczerpnąć trochę powietrza, co wykorzystał Ołin
-… Zdejmiesz mi ten bandaż- powiedział wskazując na swoją prawą rękę. Agnies nie miała zamiaru zgodzić się na ten warunek, jednak, gdy spojrzała w piwno-szare oczy chłopca zastanowiła się chwilę i rozwiązała bandaż.
-Nareszcie, wolność!- Zażartował Ołin.
-Musisz założyć jakieś buty-oznajmiła dziewczyna, przypomniawszy sobie, że doktor Anke, nie kupił mu żadnych, więc podała mu jego stare, poniszczone i zupełnie niepotrzebne.- Przy okazji kupimy ci nowe.- Oboje gotowi byli do wymarszu. Dziewczyna wymówiła tajemne hasło i drzwi na zewnątrz zostały otwarte. Ołin wyszedł i zaskoczył go wygląd miasta.
Byłem tam kiedyś i znam to miasto jak własną kieszeń. Wszędzie był tłum ludzi, zainteresowani jedynie rynkiem, handlarzami i rzemieślnikami. Miasto wyglądało egzotycznie z powodu wyjątkowo gorących dni. Zgiełk tam nigdy nie ucicha, zaś młot kowala wciąż wystukuje tę samą melodię. Jest to miasto bogate i nie pozbawione wszelkich surowców, takich jak różnego rodzaju metale, rudy złota i srebra. Węgiel jest bardzo kosztowny w Cilii, gdyż noce są tam mroźne jak nigdzie. Jednak największą zaletą miasta jest ogromny potencjał magiczny. Moim zdaniem chłopiec jak na razie ma szczęście. Ale nie wiem jak długo to potrwa.
-Miasto dzieli się na cztery dzielnice, które mogłyby wydawać się oddzielnymi miejscami. Teraz znajdujemy się w dzielnicy bogaczy-mówiła dziewczyna przekrzykując tłum. Szli drogą tak, aby nie musieć się przepychać.-Mieszkają tu tylko ludzie posiadający obywatelstwo, mający dużo złota lub wysokie stanowisko. Warto znać kilku ludzi posiadających spory wpływ na K’mwair, na przykład Wirlborna- To powiedziawszy, zatrzymała się przy kowalu wykuwającym jakiś miecz.- Oto i on- powiedziała szeptem do chłopca.
-Dzień dobry, chciałam Pana poznać z moim nowym przyjacielem. To jest Ołin-Przedstawiła go wysokiemu, bardzo umięśnionemu mężczyźnie. Kowal ubrany był w spodnie, fartuch oraz długie, skórzane buty. Był to ów Wirlborn.
-Dzień dobry.-Odparł kowal, przyjrzał się chłopcu i odłożył młotek na kowadło, następnie wyciągnął prawicę w kierunku młodzieńca.- Miło mi ciebie poznać, panie Ołin.- Kowal uśmiechnął się. Na pierwszy rzut oka, było widać, iż jest miły. Chłopak uścisnął potężną, choć zabrudzoną rękę mężczyzny... od uścisku ramie znowu przeszył okropny ból, który jednak szybko przeszedł.
-Mnie również-Odpowiedział wesoło Ołin, gdy jeszcze wymieniał z nim uścisk ręki.
-Znasz się trochę na broni?- Spytał Wirlborn. Jakby to było podstawowe pytanie przy zapoznawaniu nowych ludzi.
Jednak wtrąciła się zmieszanemu chłopcowi, Agnies.- Ołin stracił pamięć, a jedyne, co udało się ustalić z jego tożsamości, to wiadomość, iż pochodzi z daleka. Nie wiem czy nawet nie stamtąd. Siłacz od razu domyślił się, o co chodzi.
-Więc rzuć okiem na to.- W tym momencie podszedł do swego pieca i wyciągnął zza niego miecz, o pięknym zdobieniu. Miał ponad metr długości i wysadzany był różnymi kamieniami szlachetnymi. Rękojeść zaś była pozłacana. Wirlborn dał do ręki miecz Ołinowi, więc ten chwycił go. W pierwszym momencie musiał oprzeć go o ziemię, gdyż miecz ważył około dwudziestu kilogramów. Młodzian trzymając oburącz rękojeść, ostrożnie uniósł ostrze ku górze. Nagle przeszyło go dziwne uczucie, jakby dodające mu sił i energii.
-Jest to najlepszy miecz, jaki kiedykolwiek udało mi się wykuć, oraz którym potrafię walczyć. Nosi nazwę Petargren. Rękojeść wykonana z lekkiego Eustralu, natomiast ostrze pokryte zostało Bedranem. To pierwsze jest złotem Elfów. Obecnie jest to wymarły gatunek, a tylko one znały położenie ich skarbu. Jeżeli ktoś posiada choćby trochę Eustralu, to sprzedaje je bogaczom, gdyż tylko oni mogą sobie pozwolić na broń, lub biżuterię wykonaną z tego surowca. Bedran zaś jest metalem orków, którzy jako jedyni potrafią... A raczej potrafili wyrabiać z niego broń. Chociaż wszyscy uważają ich za żądne krwi bestie, to wiem, że to są tylko ludzkie brednie. Znałem kiedyś kilku, mieszkali w Lesie Zbójców, który leży na wschód od Cilii...- Ołin przecinał lekko powietrze i choć robił to z coraz lepszą wprawą, to ręka rozbolała go jak nigdy dotąd, ale nie mógł się wydać przed dziewczyną, więc w milczeniu oddał miecz. Jednak obydwoje uważnie słuchali słów Wirlborna-... Dokładniej opowie ci o tym Agnies. A więc jak już mówiłem żył tam klan orków. Pewnego razu pomogłem jednemu z nich, zaś w zamian podarował mi swoją przyjaźń. Nauczyłem się od nich kilku ciekawych rzeczy i to nie tylko o kowalstwie... Ach!... To były czasy. Wtedy jeszcze zaczynałem pracę jako kowal, zaś wcześniej zajmowałem się wojenką.
Postanowiłem ulepszyć Petargrena, więc w tej chwili jest prawie niezniszczalny. Na dodatek wyłożyłem go wieloma magicznymi kamieniami, dlatego tym mieczem można walczyć przeciwko wrogom i stworzeniom magicznym. Przez piętnaście lat od Upadku Pana Hydr, przygotowywałem Petargrena, aby móc stawić czoła złu, w przypadku kolejnej wojny, która jest nieunikniona.- Kowal mówił z pełną pasją, gdy skończył, Ołin wiele przemyślał.
-Przepraszam Panie Wirlborn, ale muszę oprowadzić Ołina po Cilii.- Stwierdziła Agnies po krótkiej chwili ciszy.- Jeszcze może się dzisiaj zobaczymy.- Dodała szybko i wraz z chłopakiem odeszła trochę od kowala.
-Ciekawe, dlaczego to opowiedział właśnie tobie, bo chociaż ja tyle z nim razy o tym rozmawiałam, to nigdy nie pokazał mi owego miecza. – Oznajmiła dziewczyna, która najwyraźniej się tym zaciekawiła. Jednak nie stała długo, gdyż miała tak wiele do pokazania Ołinowi.- Teraz chodźmy tam.- Powiedziała prowadząc chłopca za sobą.
-Teraz poznam cię ze starym Terelem. Niegdyś był rycerzem, ale był już za stary, jednak zna dużo ciekawych historii, które lubi opowiadać wszystkim wokół.
-Wirlborn mówił, że coś możesz opowiedzieć... O jakimś lesie?- Oznajmił Ołin
-Tak, Las Uciekinierów leży w pobliżu Cilii, ale nikt, kto ma obywatelstwo miasta nie może tam wejść. Wszystko zaczęło się kilkadziesiąt lat temu. Pewien rycerz, który miał dość wybijania Orków, sprzeciwił się dowódcy, więc ten w odwecie, wyrzucił go z wojska. Wraz z rycerzem odeszło wielu wojowników. Zamieszkali w pewnym lesie. Któregoś dnia chciano ściąć ów zagajnik, lecz tamtejsi dezerterzy sprzeciwili się. Postanowili wykupić las, by nikt z nim nigdy nie mógł nic zrobić. Niestety nie posiadali tak ogromnej kwoty pieniężnej by dostatecznie zadowolić króla. W krótkim czasie zrobiło się głośno o całej sprawie, więc ze wszystkich dziesięciu smoczych królestw zaczęło przybywać do lasu różni zbiegowie, więźniowie, czy też bandyci. Dotarli tam, aby wesprzeć finansowo rycerza, oraz jednocześnie zamieszkać w mieście. Kawlata, ten rycerz, zgodził się pod jednym warunkiem: musieli przestrzegać obowiązującego tam prawa. Potem po uzbieraniu odpowiedniej kwoty, wykupili las, ale Strucjar także postawił warunek. Nakazał, aby żaden z mieszkańców lasu nie wchodził do żadnej z twierdz czy miast, zaś Kawlata zakazał ludziom posiadającym obywatelstwo wchodzenie na jego teren. Jedynie kupcy mają zezwolenie na przebywanie w Lesie Uciekinierów.- Już skończyła opowieść gdy wraz z chłopakiem ujrzeli tłum zgromadzony wokół jakiegoś mężczyzny. Ołin i Agnies podeszli do tłumu i ujrzeli wysokiego mężczyznę trzymającego łuk i strzałę i celującego w czerwono białą tarczę. Stał tak chwilę, aż wypuścił strzałę, a ta chybiła celu.
-Nikt nie kupi od ciebie łuku za taką cenę! -wykrzyczał zdenerwowany, odkładając łuk poczym ruszył w kierunku tłumu, nie mogąc wytrzymać spojrzeń zgromadzenia. Gdy mężczyzna zniknął za najbliższym domem, tłum zaczął się rozchodzić.
Dopóki Ołin nie zapytał kobiety z łukiem.
-Przepraszam, czy mógłbym też spróbować?-. Kobieta spojrzała w nienaturalne oczy chłopca, poczuła się jakoś dziwnie, choć nie wiedziała dlaczego. Było to uczucie nagości, wydawało jej się że chłopak widzi więcej niż inni.
- Proszę bardzo, może ty pokażesz ludziom jak należy strzelać z łuku.- To powiedziawszy uśmiechnęła się i podała broń wraz z jedną strzałą chłopakowi. Kilku ludzi pragnących pośmiać się z następnego "śmiałka" zatrzymało się i wróciło na miejsce widzów. Wiadomym było że nikomu jeszcze nie udało się dobrze strzelić z tego łuku. Chłopak stanął na przeciwko okrągłej tarczy z namalowanym zielonym punkcikiem po środku, który był ledwo widoczny. Przybrał pozę strzelecką i naciągnął strzałę na cięciwę. Skupił się na środkowym punkcie. Ołin po raz pierwszy od przebudzenia był w swoim żywiole. Wszystko co było wokół niego, nagle straciło znaczenie. Stał sam z łukiem w ręku na przeciwko celu. Wypuścił strzałę. Zaraz po je wypuszczeniu chłopak wiedział że ta nie trafi w założone przez niego miejsce. I miał rację pocisk wbił się w krawędź tarczy. Nagle ktoś wybuchnął śmiechem. Ołin nie zwrócił na to uwagi. Agnies spojrzała w stronę śmieszka, był to owy mężczyzna któremu przed chwilą również się nie udało. Chłopak zaś w tej chwili zastanawiał się nad błędem który popełnił. Po chwili zrozumiał. Podszedł do kobiety.
-Mogę spróbować jeszcze raz?- zapytał. Ktoś z tłumu krzyknął: "i tak ci się nie uda, odpuść". To doleciało do uszu chłopaka. To spowodowało że Ołin jeszcze bardziej niż wcześniej chciał trafić.
- Weź następną strzałę.- powiedziała kobieta do chłopaka. -Pokaż im co potrafisz.-dodała szeptem.
Ołin ustawił się do strzału. Ale odwrócił się od tarczy i zrobił kilkanaście kroków w tym kierunki. Zatrzymał się i znowu, ustawił do strzału. Wycelował w sam środek i puścił strzałę. Strzała przebiła tarczę w miejscu zielonego punkciku. Zgromadzeni byli zszokowani, odkąd pamiętali nikomu nie udało się dobrze strzelić, więc rozległy się wiwaty. Agnies odwróciła się w stronę człowieka który próbował strzelić z łuku, ale już go tam nie było. Ołin podszedł do kobiety i oddał jej łuk.
- Wspaniała robota.-powiedziała ta do niego. Ludzie bili brawo, będąc pod wrażeniem wyczynu chłopaka, ale już po chwili zaczęli się rozchodzić.
-Przepraszam, ale to nie było takie trudne.- odpowiedział Ołin, patrząc w oczy kobiety.
-Tak to prawda ,ale to zależy od czynnika leżącego w tobie, jednak o tym zaraz.-Kobieta musiała zauważyć, że drugi strzał chłopak wykonał trzymając strzałę lewą ręką, bo wysłała mu pytające spojrzenie. Ołin spojrzał przez ramię na stojącą obok Agnies, czy ta nie zorientowała się dlaczego on strzelił lewą, ale wszystko było w porządku.- Wpierw przedstaw się ja jestem Eterwim, tutejsza myśliwa.- powiedziała kobieta, odgarnąwszy włosy opadające jej na oczy do tyłu. Na pierwszy rzut oka można by było powiedzieć że ma około dwudziestu pięciu lat, ale uwierzcie że ma ze dwa razy tyle. Ubrana była w brązowe, gładkie skóry. Brzuch, ramiona, i nogi miała odkryte, co nie było dziwne bo większość ludzi w Cilii chodziło tak ubrane. Wyróżniał ją od innych wspaniały naszyjnik wyłożony kamieniami szlachetnymi. Ludzie znali ją w całej środkowej Theorii. Było wiadomym że kiedyś zadawała się z elfami. Należała nawet do pewnego ich klanu, którego nazwa zachowała się tylko w pamięci osób do niego należących. Trzeba też powiedzieć, że rzadko się zdarzało, aby człowiek należał do klanu elfów nawet kiedy był półelfem, a tak się składało, że Eterwim nim była. Powody dla których została przyjęta umarły wraz z kal’em tej grupy. Z puszystych włosów sterczało jej parę zielonych piór należących do jakiegoś ptaka. Te pióra były symbolem członków jej dawnego klanu.
-Jestem Ołin.- przedstawił się chłopak.
- Agnies, sprytnie. Mało kto używa teraz elfiej mowy, a Ołin to ładne imię. Nie znam się za bardzo na magii, ale bije od ciebie dziwna moc. Agnies mówiła, że nic nie pamiętasz, czy dalej tak jest?- Jej głos nie był naturalny, ale Ołin spostrzegł to dopiero przy dłuższej wypowiedzi kobiety. Akcent Eterwim był inny, wydłużała samogłoski i często robiła odstępy między kolejnymi sylabami wyrazów. To pokazywało że kobieta była od dziecka uczona elfiej mowy.
- Przepraszam, ale nic nie kojarzę. Nie pamiętam nawet jak dostałem się do miasta... no nie licząc kilku obrazów siedzących głęboko w mojej głowie. A, no i jeszcze to uczucie obcości. Wszystko wydaje mi się takie inne.- w tym czasie próbował choć trochę przypomnieć sobie coś z przeszłości, ale znowu zaczęła boleć go głowa. Do tego doszło dziwne znużenie które powoli zaczęło go ogarniać.
- Nie musisz sobie na razie nic przypominać, widzę że sprawia ci to kłopot. Ale muszę przyznać że dobrze strzelasz z łuku. - patrzyła na Ołina i widziała że ten ciągle spogląda na łuk.- Wspaniały prawda? - Chłopak kiwnął głową.- Wiąże się z nim długa historia. Związane było z nim moje ostatnie zadanie powierzone przez mojego kal’e...
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001 phpBB Group
Chronicles phpBB2 theme by
Jakob Persson
(
http://www.eddingschronicles.com
). Stone textures by
Patty Herford
.
Regulamin